Poczytałam jeszcze raz dziś, to co wczoraj upisałam i jakoś tak smutno mi się zrobiło ... przeziera z tego opisu trochę rozpacz, bieda i smutek właśnie ... a przecież nie taki był mój zamysł!
Zawsze, niezależnie od czasu, okoliczności i innych warunków, można było liczyć na wszystkich mieszkańców siedliska. Obojętnie w jakiej sprawie, życiowo ważnej, czy błahej, można było uzyskać radę, pomoc, czy chociażby tylko wysłuchanie. Nigdy nikt nie odmówił pomocy! Było to bardzo ważne, mieć takiego zaufanego PRZYJACIELA :-) Pod tym pojęciem rozumiem członków rodziny i szczególne więzi nas łączące ... może to nic wielkiego, ale dla mnie to ważne było, że zawsze był ktoś, tam w Ługach, na kogo mogłam liczyć i kto nigdy nie wymawiał się brakiem czasu i dla kogo moje sprawy nie były nigdy obce ... szkoda, że już nigdy tak nie będzie, jak wtedy, w młodości ...
Ale to tak już jest, że czas płynie nieubłaganie, coś się kończy, coś innego zaczyna ... Czasem aż mnie przeraża ta niemożność zatrzymania czasu i kolejność następstw nieuniknionych ... :-( Pozostaje tylko spisać swoje odczucia, przemyśłenia i wspomnienia, żeby nie zginęły w gąszczu rzeczy mało ważnych, błahych, niepozornych i złych. Stąd mój pomysł na blog. Taki wspomnieniowo-refleksyjno-budowlany, może poradnikowy ? :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz